Tomasz Źródłowski i Dominik Ubysz z Grupy Scandale opowiedzieli nam co nieco o berlińskich targach barmańskich. Co zyskamy, odwiedzając targi poza granicami kraju – i jak nie stracić głowy na festiwalu pełnym alkoholi?
Zwiedziliście tegoroczny Bar Convent Berlin. Jak w kilku słowach można streścić to wydarzenie?
To największe tego typu wydarzenie w tej części Europy. Przede wszystkim wykłady, prelekcje, prezentacja nowych produktów, historia starych; ale też stoiska, na których można kupić sprzęt, zamówić coś do swojego lokalu. To w pełnej formie wydarzenie barmańskie. Każdego roku pojawia się motyw przewodni, do którego organizatorzy i wystawcy na różne sposoby nawiązują. Poprzednio był to rum, tym razem – latin spirits.
Co jest najważniejsze podczas takich targów?
Dla nas najważniejsza jest część szkoleniowa, wykłady. Warto dowiedzieć się czegoś od pionierów branży, ludzi, którzy eksperymentują i poświęcają wiele czasu na to, by doskonalić się i móc przekazać swoją wiedzę podczas BCB. W tym roku, jak zawsze niezastąpiony był Jeffrey Morgenthaler, amerykański barman, który wygłosił prelekcję „What I Have Learned”, przestrzegającą przed pójściem złą drogą w gastronomii – obecne tu ilości alkoholu wymagają samodyscypliny…
Czym wystawcy kusili zwiedzających?
Siłą tych targów jest to, że dają możliwość próbowania, degustowania, organoleptycznego sprawdzania rzeczy, o której do tej pory tylko się słyszało. Wystawcy oferują prezentacje, szkolenia, ciekawe koktajle. Stoisko Negroni zwracało uwagę tym, że ten najczęściej pity przez barmanów koktajl pojawiał się w przeróżnych formach, a nie tylko w podstawowej, którą znamy. Zamiast ginu, czerwonego wermutu i campari wystąpił w postaciach opartych na rumie, whisky, czy likierze orzechowym. W sumie stworzono około 40 wariacji na temat znanego klasyka.
Niesamowity klimat stworzyli przedstawiciele Bacardi, zapewniając atmosferę prawdziwego baru. Rzeczywiście widać było, że mnóstwo wystawców poświęciło czas na przemyślenie wyglądu stanowiska. Połowę powierzchni zajmowały wielkie koncerny, prezentujące produkty na ogromnych, maksymalnie spersonalizowanych stoiskach, jednak również tym mniejszym nie brakowało aury dbałości i starania o każdy szczegół.
Co roku wyróżniającym się punktem jest stoisko Jägermeistera; w zeszłym roku trzech barmanów z Niemiec, Anglii i Stanów Zjednoczonych robiło koktajle oparte na tym samym trunku, ale inspirowane swoimi stronami rodzinnymi. W tym roku Jägermeister wyraźnie bawił się formą; widać, że chce, by kojarzono go bardziej z koktajlami, a mniej z shotami, jak to było do tej pory. Do tego właśnie służy między innymi taki festiwal: jest szansą na zmianę wizerunku.
Czy wobec tego mniejsi wystawcy mają szansę zaistnieć na festiwalu?
Oczywiście. Nie trzeba być dużą, wypromowaną marką, by móc się tam pokazać. Stoiska są też stosunkowo niedrogie, co jest szansą dla mniejszych firm. Wiadomo, że nie wynajmą takiej powierzchni jak potentaci alkoholowi, ale będą tam, a ludzie na pewno do nich dotrą. Producenci Tequilli przyjechali z Meksyku i mimo bardzo małego stanowiska, znaleźli swoich odbiorców, ludzi, którzy chcą się podjąć ściągania tego trunku do Europy. Im podobnych, małych, niekomercyjnych produktów było wiele – i sukces osiągały właśnie dzięki swojej niszowości. Znaleźć interesującą nas markę jest łatwo dzięki wydawanemu przez BCB przewodnikowi po festiwalu, w którym jest program szkoleń, lista wystawców oraz mapa targów.
Jak oceniacie wpływ targów na rozwój marek lub lokali?
Nie do przecenienia. Dużo się mówi o tym, że to hosipitality business, że powinniśmy pokazać gościnność, zadowalać ludzi. Trzeba jednak pamiętać o tym, że to wciąż jest biznes. Na gastronomii trzeba też zarabiać. Udział w festiwalu musi się opłacać; trudno wyobrazić sobie, że ktoś, kto pokaże się na BCB nie będzie miał z tego wymiernej korzyści.
Jakie wydarzenia porównalibyście do Bar Convent Berlin?
Mniej więcej w tym samym czasie były o wiele mniejsze targi w Pradze, może Moscow Bar Show mógłby dorównać BCB. W Londynie mamy Cocktail Week, w Atenach odbywa się teraz Bar Show, ale też na mniejszą skalę. Nawet my mamy Bar Sympozjum, ale trudno porównywać skalę tych wydarzeń. Stany organizują duże wydarzenie, Tales of the Cocktail.
To międzynarodowy, lecz skierowany do konkretnej grupy festiwal. Jacy goście go odwiedzili?
Ze względu na cenę uczestnictwa (40 € za 2 dni) niewiele było tam osób przypadkowych; gośćmi byli głównie barmani i ludzie związani z gastronomią, wielbiciele koktajli. Zwiedzający przybyli ze wszystkich zakątków świata, przede wszystkim byli to jednak mieszkańcy Europy kontynentalnej.
Jak przedstawiała się polska delegacja?
Z Polski przyjechało około 300 osób. Wiemy, że niektórzy warszawscy barmani zamknęli nawet swoje lokale na czas trwania targów, by po powrocie skorzystać z nabytej wiedzy i prowadzić je w lepszy sposób.
A wy? Jesteście częstymi gośćmi na targach tego typu?
Siłą rzeczy nie jesteśmy w stanie pojawiać się na każdej z europejskich imprez tematycznych, które wymieniliśmy. Na BCB jeździmy jednak co roku i staramy się, by każdy z naszych pracowników miał za sobą przynajmniej jeden wyjazd do Berlina. Dla nowych członków zespołu to źródło inspiracji, dla starszych – możliwość spotkania i dowiedzenia się czegoś nowego. To niezwykle cenne doświadczenie dla wszystkich zainteresowanych tematem.
Zdjęcia dzięki: Bar Convent Berlin, scandale.pl
Zuzanna Żemła, stoisko.pl