Z Malwiną Przybylską z firmy Jutrzenka Colian rozmawialiśmy o chińskich smakach, chińskich znakach i oczywiście o chińskich targach.

Państwa firma wystawia się po raz pierwszy na tych targach?

Nie, nie jesteśmy po raz pierwszy na tych targach. Pierwszy raz przyjechaliśmy tutaj jakieś 5 lat temu. Wtedy byliśmy tylko odwiedzającym. Jednak przez ten okres czasu targi SIAL bardzo mocno się rozwinęły. Zauważamy wielu odwiedzających, ale także bardzo dużo osób zainteresowanych jest naszą ofertą.

Kilka lat temu prezes Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych, Sławomir Majman, oceniając udział polskich przedstawicieli na chińskim rynku, stwierdził, że spóźniliśmy się z ekspansją na ten rynek. Jednocześnie zachęcił polskie firmy do aktywnego uczestnictwa w tych targach. Czy uważa Pani, że udział polskich firm jest bardziej widoczny na rynku chińskim? A także czy działania, które podjęły polskie firmy, sprawiły, że marka polska, chociaż trochę została dostrzeżona na rynku chińskim?

Rynek chiński jest bardzo specyficznym rynkiem. Relacje buduje się tutaj bardzo długo, czasem kilka lat od pierwszego kontaktu, to dopiero początek zawiązywania współpracy. Po 5 latach, może po 10 latach od współpracy można tutaj powiedzieć, że ma się dobre relacje, że ma przyjaciół w biznesie na chińskim rynku.

Polskie firmy zdecydowanie bardziej są widoczne na dzień dzisiejszy, niż kilka lat temu. Jest o wiele więcej stoisk z Polskich. Wielu Polaków, chce tutaj zrobić biznes, i mam na myśli nie tylko Szanghaj, ale także Hongkong czy Pekin. Także myślę, że jesteśmy jednak narodem, który potrafi wystawiać się za granicą i uważam, że wszystko jeszcze przed nami, zaistniejemy w świadomości Chińczyków dużo bardziej niż w tej chwili.

Powinniśmy uczyć Chińczyków naszych smaków, to znaczy pokazywać im co my jemy i sugerować im, żeby skorzystali z naszej oferty, czy raczej dostosowywać ofertę kulinarną do ich potrzeb?

Dla części produktów u nas, nadal jest to niewiadoma. Powoli zbieramy ofertę z rynku. W chińskiej kuchni nie ma czegoś takiego jak jedzenie czekolady. Ten trend dopiero się rodzi.

Natomiast, tradycyjne chińskie słodycze są rozumiane tutaj jako suszone owoce, orzechy, produkty w miodzie. Więc na pewno ta przestrzeń u nich jest do wyedukowania. Ale myślę, że powinniśmy też dostosowywać ofertę pod ich gusta smakowe, które jak wiemy już różnią się od naszych.

Często czekolada mleczna jest za słodka dla Chińczyków. Generalnie produkty uznawane za słodycze u nas są zbyt słodkie. Także w Kraju Środka dużym powodzeniem cieszą się bardziej wysublimowane smaki. Na przykład nasze truskawki czy śmietanka bardzo im smakują, bo są łagodniejsze. Ciemna czekolada także zebrała sobie bardzo dużo pochwał.

Czy język angielski jest tym, który wystarczy w kontakcie z Chińczykami? Czy jest to ten język, który oni znają i można się z nimi porozumieć. Czy jednak odbiorcy oczekują czegoś więcej, jeśli chodzi o komunikację, katalogi, wystrój stoiska?

Jeśli chodzi o język nie wszyscy Chińczycy posługują się językiem angielskim. A kontakt z dystrybutorem w zrozumiałym dla nas języku jest jednak bardzo istotny. Chiński język jest bardzo mile widziany, ale w zupełności wystarczy zatrudnić tłumacza na stoisku.

Język polski natomiast jest postrzegany tak jak chiński w Polsce, wydaje się bardzo egzotyczny i ciężko jest wymówić im pewne słowa.

Nasze stoisko postrzegane jest bardzo pozytywnie. Chińczycy odbierają nas jako firmę, która kładzie bardzo duży nacisk na wysoką jakość. Czyli jest to coś o co nasza firma dba od bardzo długiego czasu. Odwiedzający stoisko podziwiają fakt, iż istniejemy na rynku już ponad 100 lat. Chinach, co chyba zrozumiałe, jest to bardzo dobrze postrzegane. Tradycja jakość to jest to, co możemy zaoferować Chińczykom.

Jakie były Pani zdziwienia na tych targach?

W pewnym momencie, w trakcie rozmowy z potencjalnymi klientami, przed moimi oczami ukazała się dłoń sięgająca po produkty ze stolika. Dłoń chwyciła parę produktów i po prostu zniknęła. Jest to coś co mnie, jako Europejkę, szokuje. Natomiast moi chińscy klienci, niespecjalnie wydawali się zaskoczeni.

Drugą sytuacją była też bardzo dziwna. Na nasze stoisko wszedł mężczyzna w trakcie rozmowy telefonicznej i usiadł przy jednym ze stolików. Posiedział tam około 10 minut, skończył rozmawiać i także poszedł sobie.

Za rok można liczyć że państwo odwiedzą SIAL?

Bardzo byśmy chcieli.

Dziękuję za rozmowę.

Polecane artykuły