Wywiad z Tomaszem Koczyńskim, Dyrektorem Działu Eksportu w Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Łowiczu na chińskiej ziemi.
Czy Państwa firma wystawia się po raz pierwszy podczas targów SIAL?
Nie jest to nasz pierwszy raz. Już przynajmniej od trzech lat jeździmy do Chin. Jesteśmy na rynku Państwa Środka od ponad 3 lat. Mimo, że nie są to nasze pierwsze targi, to chcemy się ciągle rozwijać.
Na ile te targi spełniły Państwa oczekiwania?
Po trzech dniach spędzonych w Szanghaju, jeszcze nie wiemy czy targi spełnią nasze oczekiwania. Przeanalizujemy wszystkie dane po targach i zobaczymy jak nasz udział w SIALu będzie wyglądał w przyszłości. Nasze stoisko odwiedzało dużo osób, zobaczymy jak to się przełoży na założone przez nas cele marketingowe. Niemniej widzimy przyszłość na tym rynku i chcemy, żeby współpraca z chińskimi przedstawicielami szła w odpowiednim kierunku.
Jeżeli porówna Pan targi SIAL w Szanghaju z podobnymi targami w Europie, to jak wypada to porównanie?
Wydaje mi się, że jednak Międzynarodowe Targi Spożywcze ANUGA, które odbywają się co dwa lata w Kolonii bardziej nam odpowiadają. To są według nas najbardziej interesujące targi. Jednak SIAL 2014 będę mógł ocenić dopiero po jakimś czasie. Zobaczymy jak wypadnie ta ocena.
Lepiej Chińczyków uczyć naszych smaków, dostosowywać produkty pod ich wymagania czy szukać złotego środka?
Zdecydowanie szukać złotego środka. Podobnie jak kuchnia chińska, nie zawsze odpowiada Europejczykom, tak i w drugą stronę. Europejskie produkty nie zawsze odpowiadają Chińczykom. Jest to sprawa absolutnie do wyważenia, trzeba znaleźć wspólny język, dotrzeć do upodobań i potrzeb konsumentów, aby rozwijać się wspólnie. Jeśli jednak będziemy narzucać swoje produkty innym lub inni będą narzucać nam swoje produkty, to nie dojdziemy do porozumienia.
Czy targi SIAL, to miejsce, w którym Państwa firma spotyka się tylko z Chińczykami, czy odwiedzają Państwa stoisko także europejscy przedstawiciele?
Spotkaliśmy się z kilkoma firmami, które handlują w Europie i prawdopodobnie nawiążemy z nimi bliższą współpracę. Takie targi pozwalają nam dotrzeć nie tylko na rynek chiński, ale jakby nie patrzeć także na rynek europejski. Także to zdecydowanie dały nam tegoroczne targi, pierwszy kontakt, pierwsze rozmowy, które zostały nawiązane i myślimy, że z dobrym skutkiem.
Co zaskoczyło pana najbardziej na tych targach?
Dużo deszczu.
Czy dostrzega Pan rozwój tych targów w ciągu 3 lat uczestnictwa Państwa firmy w targach w Chinach?
Rynek chiński zmienia się. Promowane są tutaj pewne sposoby pakowania produktów. Opakowania są ładne, są łatwo dostępne. Jestem tym zaskoczony. W Europie nie używa się takich zbiorczych kartonów, a w Chinach jest to na porządku dziennym. W Polsce kupujemy raczej litr mleka, niż 6 litrów mleka. Być może rodziny są inne, może mają inne przyzwyczajenia.
Czy język angielski jest tym, językiem który jest wystarczający? Widzę, że u Państwa na stoisku pojawiają się oznaczenia w języku chińskim.
Język angielski jest mało rozpowszechniony w Chinach. Firmy mają kłopoty z nawiązaniem kontaktu z niektórymi klientami. Trzeba mieć swojego przedstawiciela, który rozmawia po chińsku i tylko tak można porozumieć się w Chinach. Ponadto nie zawsze klient mówiący po angielsku, jest tym klientem, który nas interesuje.
Uważa pan, że rynek chiński jest rynkiem rozwojowym?
Rynek chiński jest rynkiem rozwojowym, chociażby z powodu dużej liczby ludności i z powodu potrzeby nowych stylów życia czy dużego spożycia produktów. Zdecydowanie jest to rynek rozwojowy.
Dziękuję za rozmowę.