Wywiad z Romanem Miłkowskim, Członkiem Zarządu i Dyrektorem ds. Spedycji firmy Annenberg Transpol, która zajmuje się transportem sprzętu i elementów stoisk dla wystawców na targi.

Dzień dobry. Czy branża wystawiennicza częściej od innych firm zwraca się do Pana w sprawie transportu?

Zdecydowanie tak. Jest wiele firm transportowych, które są na rynku już od lat. Jednak wiele z nich zniknęło jakiś czas temu, bo byli albo tańsi albo nie było tak dużo zleceń. W tym momencie już od kilku miesięcy wracają na rynek. Klienci znowu sobie przypomnieli o nas i chcą, żeby ich wozić. Mówimy tu o 20 samochodach, TIRcha, miesięcznie, które wysyłamy w różnych kierunkach.

Jakie są kierunku rozwoju polskich firm transportowych?

Nasza firma nie zajmuje się wyjazdami na wschód. Przed nami otworem stoją Niemcy, Francja, Włochy i Wielka Brytania. Tam głównie jeździmy. Może wynika to stąd, że akurat tam czujemy się dobrze, pewnie i nie mieliśmy tam raczej żadnych problemów.

Czy Pana zdaniem transport w jakiś sposób utrudnia wystawianie się na targach?

Dla firm z doświadczeniem zdecydowanie nie. Wymieniłem tutaj te cztery kraje, do których jeździmy, jednak podejmujemy się różnych, nietypowych zadań. Nasza firma woziła także elementy targowe do Jokohamy w Japonii, do Brazylii, do Libanu. Znajomość rynku pozwala na to, że wiemy z kim współpracować.

Jeśli firma wystawiennicza zadzwoni do nas i powie, że mamy być na Antarktydzie, to nie odpowiemy „Tego się nie da zrobić”. Co usłyszą? „Tak, zawieziemy Cię”. Może nie naszymi siłami, bo tego możemy nie umieć, ale po to jesteśmy, żeby wskazać kogoś, kto będzie w stanie to wykonać. I tym także się zajmujemy, pośrednictwem. Jest to nasza działalność dodatkowa, a podstawową jest własny transport.

Ponadto 20 lata pracy na rynku dało nam cenną wiedzę. Wiemy, gdzie się poruszać i z kim rozmawiać.

Jaki jest wymarzony klient targowy dla Pana?

Najlepszy to jest taki, który zapłaci i nie będzie kazał nam nic robić (śmiech). Żartuję, oczywiście. Wymarzony klient? Słowny.

A nie taki, który daje znać o zleceniu przynajmniej 2 tygodnie wcześniej?

To też zależy od kierunku, w którym jedziemy. Niektóre trasy można zrobić, mając 3 dni przed wyjazdem informację o tym. Jednak, jeśli mamy jechać do dalekiej Rosji czy do Turcji, to dobrze, żebyśmy wiedzieli o tym trochę wcześniej.

Wynika to choćby z tego, że potrzebne są m.in. pozwolenia na przewozy czy również nadal w wielu krajach wizy. Poza tym, nie wszystkie samochody mogą jeździć w takie trasy.

Kto zajmuje się kwestią zabezpieczenia elementów wystawienniczych? Pana firma czy firma, która zleca? Chodzi o w odpowiedzialność za ładunek.

My.

A pakowaniem?

Za pakowanie i za załadunek odpowiada firma. Ale za zabezpieczenie ładunku już odpowiadamy my.

Jeżeli firma wystawiennicza powie mi wcześniej, co jest ładunkiem, to wiem też jaki samochód wysłać. Dobrze wiedzieć, czy w ładunku będą jakieś drobne elementy, które jeśli się delikatnie ruszy, to się rozsypią. A bardzo często służby kontrolne mają prawo zaglądać i sprawdzać, co się przewozi.

Mieliśmy taki przypadek. Prozaiczna rzecz, 20 litrowa butla z wodą. Podczas kontroli otworzono ładunek i wypadła z samochodu. W tej chwili ludzie pakują to wszystko niestarannie, byle by było zapakowane, nie zawsze w skrzyniach.

Trzeba tutaj zaznaczyć, że jeśli klient nie ukrywa co jest ładunkiem, to wiemy, jak się przygotować do przewozu. Mogę mu też poradzić czy do takiego typu towarów nie potrzebuje jeszcze jakiejś płyty czy pasów, do lepszego zabezpieczenia. Oczywiście to może trochę więcej kosztować, jednak chodzi o to, żeby klient miał właściwy serwis.

Jeśli firma wystawiająca się na targach, widzi że ich produkt może się gdzieś sprzedać, jeśli wiedzą że mogą się tam wystawiać, to przetransportowanie ich tam nie jest dla Pana problemem?

Pytanie istotne gdzie? Oczywiście zależy też co? Bo jeśli to będzie szybko psująca się żywność, czy materiały, które w niektórych krajach są zakazane, to może być problem. Ale jest to mały procent przypadków. Jeśli my na czymś się nie znamy, to mam Agencje Celną, potem mam agentów celnych, żeby to sprawdzili.

Jak wygląda transport roślin czy artykułów spożywczych?

Nasza firma się tym nie zajmuje, ale wiemy, kto byłby w stanie podjąć się takiego zlecenia. Znamy firmy, które w tej branży działają i można je polecić, gdzie będzie bardzo duża szansa, że wywiążą się z zadania.

Mieliśmy też taką sytuację, jeśli chodzi o wywiązywanie się ze zlecenia, że trzeba było dowieźć latarnie do Wielkiej Brytanii. Firma wystawiennicza poważnie spóźniła się z ich przygotowaniem, a za 2 dni trzeba było być w Birmingham, na dodatek rano. Wiec, tak realnie, mieliśmy półtorej dnia na dostarczenie. A, żeby pech chciał, na morzu jeszcze był sztorm i promy nie kursowało. Nikogo nie interesowało, że mamy takie przeciwności? Musieliśmy dojechać.

Rozumiem, że z transportem maszyn nie ma problemu?

Nie. Z towarami niepsującymi się nie ma problemu. Docieramy z nimi do celu zawsze.

Dziękuję za rozmowę.

Polecane artykuły